Do Radkowa wróciłam z radością. Ubiegłoroczny dystans 55km wspominam z respektem do gór i dystansu. Tym razem jedynie 24km
Wyjechałam przed świtem z Wrocławia aby na spokojnie zdążyć. Radków powitał nas chłodkiem i mgłą nad zalewem. Z nostalgią spoglądałam na groblę, która prowadzi prosto do mety. Rok temu na tym ostatnim odcinku czułam radość, mega ulgę, zmęczenie i dumę z samej siebie, że to zrobiłam.
Pełna podekscytowania odebrałam pakiet również wersji covidowej. Nie było klasycznego biura zawodów. Z kartą zawodnika potwierdzał się tożsamość a na łące rozłożone były pakiety do samodzielnego pobrania. Potem już tylko czas oczekiwania na start, jedzenia owsianki z termosu i witania się ze znajomymi biegaczami.
Przed startem na 24km odbyły się też rywalizacje dla dzieci i młodzieży. Ścigajace się 3 latki to widok przesłodki. Ale wśród starszaków rywalizacja była mega zacięta, a ostre zakręty na trasie i poranna rosa nie jednemu zawodnikowi sprawiły psikusa
Po porządnej rozgrzewce stawiłam się na starcie eskortowana przez Anię, mojego wiernego kibica i towarzyszkę biegową na niejednym dystansie. Znałam część trasy z ubiegłorocznego dystansu oraz wszelkich innych zawodów w Górach stołowych. To miejsce gdzie startowałam chyba najczęściej, do tego góry mojego dzieciństwa więc wiedziałam co mnie czeka.
Pierwszy odcinek do wodospadu Pośny i dalej do Karłowa to 6 km podejście o różnicy 800m. Zdarzało mi się już tu wchodzić ale też i zbiegać. Sama nie wiem co lepsze. Niestety ten początkowy odcinek to wąska ścieżka a potem wręcz wspinaczka po kamieniach. Panował duży tłok, kijów właściwie nie było po co wyciągać bo wręcz niebezpiecznie. Gdy dotarliśmy na górę kawałek w lewo i w kierunku Karłowa. Przebiegliśmy przez miejscowość pomiędzy turystami i zapachami gofrów z grillowanym oscypkiem. Dobrze, ze to początek trasy i głód jeszcze człowieka nie dopadł. Kolejne kilometry to trochę zbiegania, trochę zbiegania i znów pod górę na Błędne Skały. Znaną wybetonowaną ścieżką, która na ZPGS bywa niezłym wyzwaniem i lodowiskiem. Czekałam na moje ulubione podejście granicą ale nie tym razem. Autor trasy był łaskawy dla biegaczy. Teraz nadszedł odcinek trasy gdzie można było pozbiegać. I tak właściwie do 15 km. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do Pasterki.
Pamiętam moją walkę na tym podejściu ale wówczas to był 48km Tym razem równym krokiem, z oddechem pod górę. Skończyło się szybciej niż się spodziewałam. Nawet ktoś krzyknął teraz to już z górki. Nie jest to do końca prawda ale…. Dobiegliśmy do asfaltu. Nie jest to wymarzony odcinek końca trasy ale asfalt towarzyszy już do końca trasy. Po skręceniu w prawo na Radków jest nawet podejście ale potem już w dół. Rok temu bardzo ten asfalt już bolał. W tym roku wiedziałam, ze to już niedaleko. Jednak postrzeganie pewnych spraw zmienia się bardzo w zależności od perspektywy. Dużo zależy jednak od tego który to jest kilometra trasy.
Pamiętam moją walkę na tym podejściu ale wówczas to był 48km Tym razem równym krokiem, z oddechem pod górę. Skończyło się szybciej niż się spodziewałam. Nawet ktoś krzyknął teraz to już z górki. Nie jest to do końca prawda ale…. Dobiegliśmy do asfaltu. Nie jest to wymarzony odcinek końca trasy ale asfalt towarzyszy już do końca trasy. Po skręceniu w prawo na Radków jest nawet podejście ale potem już w dół. Rok temu bardzo ten asfalt już bolał. W tym roku wiedziałam, ze to już niedaleko. Jednak postrzeganie pewnych spraw zmienia się bardzo w zależności od perspektywy. Dużo zależy jednak od tego który to jest kilometra trasy.
Tradycyjne zdjęcie na królewskim tronie. Tym razem z wiele mówiącą tabliczką – Teraz to już z GURki. Chyba tak, gdyż był to 19 półmaraton w tym roku I coraz bliżej do ukończenia wyzwania #21x21w2021. No przecież teraz nie może się nie udać!!!