Czas na podsumowanie kolejnego startu w Półmaratonie Ślężańskim 🙂 W tym roku był fun i zabawa i dobry treningowo bieg.
To jest trudny półmaraton uliczny bo jest pod górkę i to nie raz. Suma przewyższeń to ponad 600m, co dla biegaczy asfaltowych często jest zaskoczeniem. My się z tą trasą znamy bo to był mój już 6 start na tej imprezie. W ubiegłym roku mocno walczyłam na trasie o życiówkę – z sukcesem. W tym roku start w biegu jest elementem planu przygotowawczego do startu we włoskich Dolomitach. Dlatego spokojniejsza głowa i dużo radości na trasie.
Tradycyjnie pogoda zaszalała i po kilku miesiącach chłodu tego dnia pojawiło się słońce. To bywa trudne gdy organizm nie jest zaadaptowany do temperatur ale mam wrażenie że w przypadku Półmaratonu Ślężańskiego to już taka tradycja. Start jak co roku odbywał się z rynku w Sobótce. Były orkiestry, kibice i wystrzał armatni. Po tym wszystkim ruszyliśmy na trasę.
Jak mówi legenda miejska pierwsze 10 km jest pod górę a potem już z górki 🙂 Nie do końca tak jest ale rzeczywiście trasa na Przełęcz Tąpadła może zmęczyć. Odliczałam każdy metr aż w końcu zameldowałam się na 10 kilometrze i rozpoczął się szalony zbieg w dół. na tym odcinku zawsze jestem zaskoczona że umiem zbiegać.
Potem już radocha z kolejnych kilometrów, przybijanie piątek z kibicami, których na trasie nie zabrakło. Ostatnie kilometry w lekkiej mrzawce i z wiatrem więc warunki idealne.
i tak z uśmiechem zameldowałam się na mecie a 16 półmaraton Ślężański przeszedł do historii.
Za każdym razem gdy pnę się w górę na Przełęcz Tąpadła obiecuję sobie, że już nigdy więcej. A potem wpadając na metę i czując radość, satysfakcję i wdzięczność że mogę biegać myślę ale SUPER za rok też tak chcę 🙂
To z kim widzę się za rok?