Odważnym szczęście sprzyja

by Dorota

Zaledwie tydzień po zameldowaniu się na najwyższym szczycie Polski ruszyłam na kolejny szlak. Tym razem celem była najwyższa góra Szkocji – Ben Nevis, który jest również najwyższą górą Wielkiej Brytanii. Ta wyprawa była solo, w pojedynkę, bez moich ASICS Girls.

Ben Nevis

Majestatyczny Ben Nevis o wysokości 1345 m. n.p.m., położony jest w zachodniej Szkocji, nad zatoką Firth of Lorne.  i góruje nad doliną Glen Nevis.  Ben Nevis zaliczany jest do Korony Europy a to daje  (po Rysach) już drugi szczyt w moim dorobku. Czy to brzmi jak początek planu?  Być może 🙂 Według jednej z teorii językoznawców Ben Nevis to anglikalizacja szkockiego gaelickiego imienia „Beinn Nibheis”. Przy czym pierwszy człon po gaelicku oznacza górę, natomiast drugi zwykle jest tłumaczony jako złośliwy lub jadowity. 
Góra jest niestety bardzo kapryśna i często są tam bardzo trudne warunki pogodowe. Jak to w Szkocji pogoda jest bardzo zmienna, długo utrzymuje się śnieg i niestety góra zbiera śmiertelne żniwo każdego roku. Przed zaplanowaniem trasy czytałam dużo relacji ze szlaku i z respektem podchodziłam do tego wyzwania.

Przygotowania

Swoją wyprawę na najwyższy szczyt Szkocji planowałam z prawie półrocznym wyprzedzeniem. Objazdowy urlop wymusił zaplanowanie “ataku szczytowego” na konkretny dzień. A był to 13 sierpnia. Dla mnie okazał się szczęśliwy.
Czego się najbardziej obawiałam? Oczywiście pogody.  Statystyki pokazują, że chmury zakrywają szczyt prawie 80% czasu zimą i 50% latem, a na Ben-Nevis.com podają, że nawet w najlepsze letnie dni „mgła na wzgórzach może w każdej chwili wtoczyć się, góry i jest niezwykle dezorientujący, często powoduje, że ludzie chodzą w złym kierunku”. Wysokość, położenie morskie oraz topografia częstokroć prowadzą do chłodnych oraz pochmurnych dni. Można śmiało przyjąć, że ponad połowa dni w maju i czerwcu będzie mglista. A w miesiącach zimowych nawet i 80% czasu szczyt będzie się skrywał w drobinkach zawiesiny mgły. Średnio w ciągu roku pojawia się tutaj 260 wichur i spada ponad 4300 mm wody. Dla porównania, położony 3 km dalej Fort Wiliam otrzymuje połowę tej wartości a Londyn mniej niż 600 mm opadów. Są lata, że w górach śnieg można znaleźć cały rok.
Postanowiłam nie martwić się sprawami na, które nie mam wpływu i zobaczyć co los przyniesie.
Przygotowałam się kondycyjnie, sprzętowo oraz dobrze ( na ile czytanie w internetach to umożliwia) rozpoznałam trasę. 

Trasy

Ponad 150 000 osób wspina się na Ben Nevis każdego roku i istnieje wiele tras na górę o wysokości 1345 m (4413 stóp). Niestety każdego roku dochodzi do kilku zgonów. Najczęściej giną wspinacze, którzy próbują najtrudniejszych tras takie jak Observatory Ridge i North East Buttress. Obydwa są oceniane jako bardzo trudne wspinaczki skalne. 
Z dala od bardziej wymagających grzbietów na szczyt znajduje się Mountain Track – zdecydowanie najprostsza i najpopularniejsza trasa wejścia. Na stronie internetowej góry czytamy, że ścieżka „jest dobrze wykonana i utrzymana na całej swojej długości, a dzięki zygzakom, poza początkowymi etapami, nie jest wyjątkowo stroma”, dodając, że „jest to stosunkowo prosty spacer.”  Podejście letnie zajmuje około trzech do czterech godzin, podczas gdy zimowe może zająć do ośmiu, a zejście zajmuje mniej czasu. Zdecydowałam się oczywiście na tą trasę. Latem powinien to być miły trekking. 

Ten dzień

I nastał ten dzień. Dzień mojej wyprawy na Ben Nevis. Dzień wcześniej wielokrotnie sprawdzałam prognozy pogody i nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Pełne słońce, brak zachmurzenia a nawet gorąco. To się nazywa rezerwacja pogody na konkretny dzień.  Na szlak ruszyłam o 6:16 rano spod Visitors Center, które znajduje sie na wysokości ok 40m n.p.m. To oznaczało prawie równe 1300m  prosto w górę:-)
Pełna mgła, cisza, kilku piechurów, właściwie pusty jeszcze parking. Trochę obaw w głowie ale wielka radość w sercu. Żwawo ruszyłam na szlak i już po kilkuset metrach wyżej wyszłam ponad mgły i chmury a dookoła piękne widoki. 

Ogromnym plusem podejścia z tej strony był nieustanny cień na szlaku. Mimo wczesnej pory było już ponad 20 stopni. Jednocześnie słońce pięknie oświetlało wszystko dookoła.  Na szlaku było trochę piechurów. Zawsze w zasięgu wzroku był człowiek. Ja narzuciłam sobie mocne tempo i jedyne przystanki to były momenty na zdjęcia. 
Rekord trasy należy do  Victorii Wilkinson, która potrzebowała jedynie 1hr 43mins 01sec by wbiec i…zbiec z najwyższej góry. Ja się nie ścigałam. Celebrowałam ten czas i chłonęłam to miejsce.

Gdy trawa i pastwiska (tak owce pasą się tam całe lato) ustąpiły i pojawiły się kamienie i rumowiska skalne słońce albo ja było już tak wysoko, że ostatnie metry trasy pokonywałam w słońcu.  Na ostatnim odcinku jest duże wypłaszczenie i za każdym kamieniem myślałam, że to już koniec a tam kolejne metry do pokonania. 

Szczyt jest jednak dobrze oznaczony – obeliskiem. Nie można się pomylić. I to jest dobre rozwiązanie bo szczyt jest  bardzo płaski i naprawdę duży co częściowo widać na zdjęciu. Warto obejść dookoła i rozkoszować się widokiem na ciągnące się po horyzont wzgórza. 

Trzeba jednak zachować ostrożność bo szczególnie od północnej strony stoi się nad kilkuset metrową przepaścią. Takie ukształtowanie terenu jest szczególnie niebezpieczne podczas mgły i trudnych warunków atmosferycznych. Zimą gdy śnieg pokrywa całą górę nawet przy dobrej widoczności  jest niebezpiecznie. Częste jest zjawisko gdy śnieg jest  ozdobiony gzymsami (zawiesza się) w rozpadlinach klifów, co oznacza, że ​​nieostrożni mogą stać na niczym innym, jak niestabilnym śniegu wiszącym tylko nad powietrzem. Ja z zapasem bezpieczeństwa od przepaści rozkoszowałam się widokiem na Szkocję.

Choć w ciągu roku zaledwie przez kilka dni jest piękna pogoda i widoczność to warto w nie celować. Przy dobrych warunkach pogodowych widoczność sięga nawet 200 km. Są tacy co widzieli Irlandię. Panorama rozciągająca się na wszystkie strony świata zapiera dech w piersiach. Ja niestety nie znałam topografii terenu aby cokolwiek rozpoznać ale to nie przeszkadzało by podziwiać widoki.

Droga na szczyt jest dobrze wytyczona i dość intuicyjna choć słabo oznakowana. Właściwie w 2 miejscach był znak. Poza tym idzie się wyłożoną ścieżką, kamiennymi schodami lub wydeptanym szlakiem. Zimą przy pokrywie śnieżnej jest to znacznie utrudnione dlatego nie zaleca się wyjścia na szlak bez kompasu. Pod sam koniec szlaku gdy docieramy na wywłaszczenie i nie do końca wiadomo gdzie się kierować pomocne są utworzone “kopczyki” kamieni które mniej więcej określają poprawny kierunek. Zimą pewno bezcenne.

Zejście niestety zajęło mi więcej czasu niż planowałam a to dlatego, że na szczyt ciągnęło morze ludzi. Kumulacja dwóch czynników – piękna pogoda i sobota w efekcie dało masę ludzi, którzy mozolnie pięli się do góry. Często patrząc tylko pod nogi i zajmując całą ścieżkę. Musiałam idąc często się wręcz przepychać z “sorry, sorry” na ustach. Jednak gdy dotarło do mnie jakie miałam szczęście z pogodą i że to się nie zdąża często nie dziwię się, że taka masa ludzi pojawiła się na szlaku.

Podsumowanie

Pokonana trasa na szczyt i z powrotem to 17km . Przewodniki wskazują,  że w ciągu 3,5 godz powinniśmy dojść na szczyt (z centrum informacyjnego). To wraz z zejściem robi wycieczkę na 7-9 godzin. Ja tyle czasu nie miałam bo reszta soboty była oczywiście zaplanowana. Od startu do powrotu łącznie wyszło mi 4 godziny. Na szczycie spędziłam jakieś 2-25 min a i trochę przystanków na zdjęcia było. Planując jednak wycieczkę weźcie pod uwagę swoją kondycję, warunki pogodowe i zabierzcie odpowiednie but. Ja pokonywałam szkockie ścieżki w FUJI LITE 3 o których już niedługo napisze coś więcej.

Czy czuje niedosyt?  Na pewno. Szkocja jest przepiękna a natura zachwycająca. Marzy mi się tak iść i iść przez kilka dni. A że cel to marzenie z datą realizacji to z pewnością ciąg dalszy nastąpi. 

You may also like

Leave a Comment