Vltava Run – 360 km radości

by Dorota

Miałam ogromne szczęście i przyjemność po raz drugi uczestniczyć w biegu sztafetowym Vltava Run. To niesamowita przygoda i kwintesencja biegania drużynowego #OneTeam

Nim rozpędzę się z opisem naszej przygody kilka słów wyjaśnienia.
Co to jest VLTAVA RUN? To bieg sztafetowy wzdłuż rzeki Wełtawa. Z południa Czech z metą w Pradze. Dystans to około 360 km do pokonania przez drużynę. Drużyna max 12 osobowa jest podzielona na dwie części (dwa auta). Po starcie pierwsze 6 osób z pierwszego auta pokonuje swój dystanse a drugie auto odpoczywa. Po sześciu etapach jest zmiana. Aaaaa niech nie zmyli Was słowo odpoczywa bo to jest nierealne. To jest sztafeta nie na pętli czy stadionie więc nawet jak nie biegniesz to pędzisz autem na następny punkt aby dowieźć kolejnego zawodnika. Jeśli wszyscy zawodnicy z auta przebiegli np swoje pierwsze odcinki to masz chwilę wytchnienia ale musisz jechać na miejsce  zmiany aut. W drodze cały czas 🙂

Nasz start został wyznaczony na 8:00 rano w sobotę. Tu też organizatorzy fajnie to ogarniają. Każdy uczestnik podaje orientacyjny czas przebiegnięcia swoich odcinków. Wówczas wychodzi całkowity czas danej drużyny. I w zależności od tego wyznaczany jest moment startu. Dzięki temu ruch na trasach i drogach dojazdowych – a może przede wszystkim na parkingach –  nie jest skumulowany. Drużyny najwolniejsze startują najwcześniej (od 4:00 rano) a najszybsze najpóźniej. 

I tak wybiła nasza godzina i ruszyliśmy:-)  Szczerze to nie mogłam się doczekać.
Nasza drużyna ASICS FUN SQUAD składała się z 12 ASICSFrontRunnerów z całej Europy (PL, CZ, BL, NL, D, DK, FL, GB, F).

Rok temu biegłam Vltava Run (2022) po raz pierwszy i w drugim aucie. W tym roku na nowo odkrywałam trasy. Przypadły mi głównie trasy trailowe i o stopniu trudności 3 i 4 (max). Optymistyczne podejście do moich umiejętności ale przecież najważniejsza była zabawa. Każdy członek drużyny ( w przypadku12 osób) ma do przebiegnięcia 3 etapy. Są one różnej długości od 8-13 km. Tak to poukładaliśmy aby wszyscy mieli w sumie podobny kilometraż – około 30km. 
Pogoda początkowo nas nie rozpieszczała. Od samego rana padało i w takich warunkach przebiegłam tez mój pierwszy etap. Ale w miarę pokonywania kilometrów oddalaliśmy się od zachmurzonych terenów i w końcu wyjrzało słonko. Między pierwszą a drugą zmianą naszego auta udało się zjeść ciepły posiłek i zdrzemnąć na trawce. Podstawowa zasada regeneracji podczas takich wydarzeń brzmi – jak tylko masz chwilę to śpij!

Podczas naszego odpoczynku zespół drugiego auta dzielnie pokonywał kilometry. A potem nadeszła nasza kolej. Mój drugi etap przypadł w godzinach wieczornych, tuż przed zmrokiem. pozostała część drużyny pokonywała już odcinki z czołówkami. To też ma swój urok. Pamiętam jak rok temu bałam się odcinków nocnych a wspominam je wspaniale. 

Gdy wszyscy członkowie drużyny z pierwszego auta pokonali swoje dystanse nadszedł czas na zmianę. Zespół drugiego auta ruszył na nocne bieganie a my z uśmiechem udaliśmy się na krótki odpoczynek ( prysznic i 2 godz. snu). Czas leciał, kolejne kilometry przebiegnięte a my wciąż uśmiechnięci i mimo zmęczenia szczęśliwi, że jesteśmy częścią tego wydarzenia. 

Świezi i gotowi stawiliśmy się na kolejnym punkcie zmian aut. Nie obyło się bez obowiązkowej fotki z Wełtawą w tle. Czekały nas ostatnie etapy. Zmęczenie już duże w końcu na nogach jesteśmy już ponad dobę a jednocześnie tak jakoś smutno, że to już ostatni etap dla nas. Mój ostatni etap był bardzo malowniczy. Droga wśród kwitnącego rzepaku a potem piękny zielony, majowy las. Szybko minęły te kilometry i po raz ostatni przekazałam sztafetę kolejnemu zawodnikowi. Gdy wszyscy ukończyliśmy trzecie etapy pognaliśmy już do Pragi by na mecie wyczekiwać ostatniego zawodnika. 

I przed 19:00 pojawiła się Elin i nadszedł moment kulminacyjny. Wspólna meta!! To były mega emocje – radość, wzruszenie, szczęście. To co jest niepowtarzalne w tym biegu to właśnie drużyna. Biegacz z natury jest samotny. Czy podczas treningów czy zawodów często biegnie sam, choć czasem otaczają go ludzie.
W Vltava Run jest się częścią drużyny. I wbrew pozorom czujesz to nie tylko podczas biegu ale w ciągu całego wydarzenia. Gdy ktoś poda Ci ciepłą herbatę, znajdzie zaginioną czołówkę czy o 3 nad ranem podzieli się ostatnim cukierkiem. 

W relacji te kilka zdjęć i słów na pewno w pełni nie oddadzą fenomenu tego biegu. To po prostu trzeba przeżyć. Może kiedyś i w Polsce pojawi się takie wydarzenie. O niezmiernie ważnych elementach takich jak race book, wolontariusze, logistyka czy żywienie pisałam w relacji ubiegłorocznej (2022) Jeśli zastanawiacie się nad udziałem przeczytajcie koniecznie.
Ja z pewnością jak tylko będę miała możliwość chętnie wezmę udział w tym biegu kolejny raz!

You may also like

Leave a Comment