Do 3 a nie do 21 razy sztuka 😊

by Dorota na przedmieściach

Zapraszam na krótką relację ze świetnie zorganizowanego
przez Biegiwlkp.pl półmaratonu Łękno.

Z przyjemnością i niezłą prędkością w niedzielę pokonałam tam dystans
półmaratonu. Ale po kolei.

 Poszukując kolejnych biegów do wyzwania #21x21w2021
przeglądam aktywnie internet i szukam małych lokalnych biegów. W takich jest
większa szansa, że się realnie odbędą. I tak trafiłam na półmaraton Łękno. Po
zapisach jednak nie poszło gładko bo bieg został przeniesiony z powodu covid.
Termin pokrywał się z innym zaplanowanym biegiem. Uczestnictwo bez problemu
odwołałam i… okazało się, że jednak tamten bieg się nie odbędzie. No to
zapisałam się ponownie, namówiłam koleżankę na to wariactw  i mocno zacisnęłam kciuki.

I nadszedł dzień startu i ruszyłyśmy do Łękna. Tu przyznam
się bez bicia, że pojęcia nie miałam gdzie to jest a sprawdzałam tylko czas
dojazdu. Bez problemów dojechałyśmy, odebrałyśmy pakiet, pożartowałyśmy na
temat oznaczenia trasy i… bez kolejki do damskiego wc (w przeciwieństwie do
męskiego), po rozgrzewce byłyśmy gotowe. Start był otwarty przez 30min. Przodem
puściłyśmy szybkich biegaczy i zaczęła się zabawa.

 Trasa leśna, momentami piaszczysta, z niewielkimi
wzniesieniami i bardzo urokliwa. Świetnie oznaczona, z punktem odżywczym na
mniej więcej 5 i 10 i 15 km. Do 10 km, czyli pierwszą pętlę przebiegłyśmy
razem. Na 10 km złapałam tylko izo i leciałam dalej. Obejrzałam się za siebie i
było pusto. Koleżanka zniknęła. Spojrzałam na zegarek, patrzę a tam dobre
tempo. Na granicy mojej asfaltowej życiówki mimo trudniejszego podłoża. Coś tam
się w głowie zaczęło kluć.

 Teraz już w głowie wizualizowałam kolejne kilometry, gdzie
ten piach, gdzie pomarańcza na 15km no i uśmiech dla fotografa na 17km. Co tam
życiówki uśmiech musi być i radość z biegania. Ostatnie kilometry trasy  to górki pagórki i groble między dwoma
jeziorami. Cudne otoczenie. Na 20 km wiedziałam że trochę mi zabrakło. Ale co
tam ogień w nogi i … minęłam biegacza który był moim nieświadomym zającem przez
wszystkie km. Ostatni zakręt,  meta!!!! 2
min gorzej niż życiówka. A ja mega zadowolona. Nie planowałam tak mocnego
startu ale widać zimowe treningi w kopnym śniegu pomogły na piaski. Medal w
garści. I to już trzeci! No dobra do końca drogi jeszcze brakuje 18 ale to
przecież ta droga jest najpiękniejsza.

Do mety dotarła też Gosia i po chwili oddechu
stwierdziłyśmy, że nalży nam się regeneracja a aż żal nie skorzystać z tak
pięknego jeziora. No to siup do wody. I znowu organizatorzy spisali się na
medal. Na biegaczy czekało ognisko, kiełbaski, ciasteczka i ciepła herbata.
Wykąpane, najedzone i szczęśliwe najchętniej udałybyśmy się na drzemkę no ale
czas było wracać do domu.

Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota

You may also like

Leave a Comment