Maraton Kraków po raz drugi :-)

by Dorota na przedmieściach
Tak zrobiłam to 🙂
Drugi raz zmierzyłam się z królewskim dystansem w królewskim Krakowie.
Było gorąco!!
Relacja z mojego pierwszego maratonu w Krakowie tutaj
Każdy maraton jest inny.
To był mój siódmy start na tym dystansie 
i wcale nie czułam się pewniej.
Po przygodach ze zdrowiem podczas ostatniego startu w H2O półmaratonie
miałam lęki i obawy.
Do końca nie wiedziałam czy wystartuje ale wiedziałam że jadę.
Pakiet odebrałam i poczułam atmosferę 🙂
To podniecenie i ekscytację.
Obowiązkowy spacer na start/metę 
i ciągle rozważanie – biec – nie biec 🙂
Pogoda zapowiadała się dla mnie fatalnie.
Nie lubię biec w upale 
a jeszcze bez treningów w tych temperaturach 
mój organizm bardzo zwalnia.
W Krakowie zapowiadali 25 stopni. 
Maraton w Krakowie zrobiłam rok temu 
i nie musiałam biec pod kątem Korony Maratonów Polskich.
Ale z drugiej strony miałam to wpisane w kalendarz 🙂
więc…
decyzja zapadła.
 Biegnę!
Na spokojnie, bez spinki i walki o wynik
A bardziej testowo dla organizmu, 
kontuzjowanej wciąż nogi i towarzysko.
Tak więc stawiliśmy się na linii startu w niedzielny poranek.
Ostatnie chwile w cieniu 🙂
Uzbrojone w białe czapki i zapas energii ogłosiłyśmy gotowość!
Ruszyłam zgodnie z założeniami tempem 5:50
To daje szanse na wynik w okolicach 4h 10 min.
Ale to tempo trzeba utrzymać 🙂
Początkowo szło dobrze.
Tempo utrzymałam do 12 kilometra bez specjalnego wysiłku.
Humor dopisywał.
Cały czas byłam mocno skoncentrowana i wsłuchana w organizm.
Po 15 km czułam napięcie w kontuzjowanej nodze.
Wiedziałam co się święci.
Idzie skurcz.
Uzupełniałam żelami co tam mogłam i regularnie się nawadniałam.
Zrozumiałam, ze nie ma szans utrzymania tempa.
Szczególnie, że temperatura rosła i zaczynałam czuć skutki tego.
Wykonałam prace w głowie i przypomniałam sobie po co to biegnę.
Przecież nie dla wyniku.
Dla radości ( o ile można o tym mówić przy dystansie maratońskim).
Najtrudniejszy był odcinek na Nową Hutę.
Biegnąc np 23 kilometr w drugą stronę był 36 kilometr.
Och jak ja chciałam mieć już tą pętlę za sobą.
Zaczęły się kłopoty z woda na punktach żywieniowych.
Musiałam stawać i szukać wody.
Nie było już motywacji aby cisnąć.
Jedynie aby dobiec i kontrolować stan nogi.
Tradycyjnie na 40 km nienawidziłam biegać 
i biłam się z sobą myślami –  po co mi to???????????
Potem zobaczyłam Wawel i smoka. Wiedziałam że już blisko:-)
Ostatni wiraż i prosta na metę. 
Przyspieszyłam żeby mieć to za sobą 🙂
I jest w końcu meta!!!!!!
Czas ani najlepszy ani najgorszy w moim życiu:-)
Skurcz złapał mnie właściwie na samej mecie 
i dopiero po rozciągnięciu nogi doczłapałam do wolontariuszy z medalami 🙂
Radość, że to już koniec 🙂
Szczęście, że bez przygód dotarłam do mety!
Satysfakcja że odważyłam się biec .
W tym roku zaplanowałam jeszcze 2 starty – Maraton Wrocław i Maraton Warszawa.
Warszawę pobiegnę bo to ostatni do korony. Nawet jakbym miała przejsć ten dystans 🙂
Wrocław – nie jestem pewna na 100%. 
W upale ten bieg nie ma dla mnie sensu 3 tygodnie przed Warszawą.
Ale może będzie padać?
Teraz chwila resetu i przygotowania pod jesienne starty.
Więcej treningów w cieple i słońcu – bo przecież upał nie może być wymówką.
Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota

You may also like

6 komentarzy

MoniaZ 30 kwietnia, 2018 - 3:53 pm

Podziwiam :))), i bardzo gratuluję!!!

Reply
Dorota na przedmieściach 11 maja, 2018 - 8:16 pm

Dzięki

Reply
Unknown 30 kwietnia, 2018 - 5:45 pm

Gratulacje. Też biegłem w Krakowie z zającami na 4:30 i z wodą od 27km był dramat, przez upał i brak wody zamiast 4:30, wyszło ponad 5h 🙁

Reply
Ania z Osobiedlamnie 4 maja, 2018 - 6:07 am

Brawo! Brawo! Czy Ty już półkę na te korony masz? 🙂
A te myśli na końcu… u mnie pojawiły się kilka razy, przy okazji życiowych ekstremów. Ale potem zawsze do tych ekstremów wracam:)

Reply
Dorota na przedmieściach 11 maja, 2018 - 8:17 pm

Tak to jest
Człowiek przeklina implantuje następne 🙂

Reply
Pani KoModa 20 czerwca, 2018 - 12:30 pm

Wow dajesz radę. Gratulacje.

Reply

Leave a Comment