Moja mina tego nie potwierdza 🙂
no cóż nie tym razem 🙂
Płaska trasa, wsparcie znajomych,
jestem w ciągu treningowym 😉
Spróbuję zaatakować 2h.
Przygotowałam się do tego startu z głową.
Pamiętałam o odpowiednim nawadnianiu przez cały tydzień,
dobrej diecie, przesypiałam min 7 godz.
W czwartek ostatni trening,
trudny ale potrzebowałam tego aby w głowie
sobie poukładać że mam to w zasięgu ręki / nóg właściwie.
W piątek jeszcze masaż dla higieny nóg 🙂
Sobota spokojna i nadeszła niedziela 🙂
I znowu startowa rutyna.
Odebrałam pakiet, spotkałam się z moja biegową przyjaciółką,
toaleta i rozgrzewka.
Ruszyliśmy.
Jedyne czym byłam zaskoczona to pogoda.
Pełne słońce, o 9.00 rano już jakieś 18 stopni i wiatr.
To był mój drugi bieg w krótkim rękawku w tym sezonie
więc nie było czasu na aklimatyzacje do biegania w cieple.
Ale spokojnie tak mają wszyscy.
Pierwsze kilometry z czasem nawet za dobrym 😉
5 km pod kontrolą
ale czułam potrzebę napicia się.
Dobiegłam do punktu odżywiania a tam pusto.
Wolontariusze nie nadążali.
Ja znowu nie miałam czasu aby czekać,
bo przecież biegnę na życiówkę, złamać 2 h 🙂
Na szczęście miałam swoją butelkę bo mam zawsze.
Po 7 km czułam w prawej nodze takie napięcie,
jakby jakaś linka była zbyt napięta.
Ale cisnę dalej.
Jest 10 km to już prawie połowa.
Napiję się:-)
Niestety powtórzyła się sytuacja z 5 km.
Zero gotowych kubków z piciem,
złapałam butelkę napiłam się i polałam całe plecy.
Tak mam często biegam w mokrych ciuchach .
Pomiar czasu na 10 km – 55 min
2 minuty gorzej od życiówki.
Jest dobrze … jeszcze tylko przetrwać kryzys na 17 km
i nagle
BUM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Okropny ból w prawym udzie.
Stanęłam.
Zaczęłam rozciągać. nogę mimo okropnego bólu
Popłakałam się z bólu i złości.
Bardziej chyba ze złości.
Wszystko szło i ……
Spróbowałam biec bez szans ;-(
iść z bólem ? po co?
to dopiero 10 km.
Jeśli to poważna kontuzja to mogę sobie zaszkodzić.
Siadłam na trawie.
Zaczęli mnie mijać biegacze.
Wielu znajomych z pytaniami co się dzieje,
co pomóc,
czy wzywać karetkę?
Wielu nieznajomych z troską pytających co się stało.
Dziękuję wszystkim za troskę <3
Podjęłam decyzję o niekontynuowaniu biegu.
Stwierdziłam że nie jestem w stanie dojść do mety
Nie znałam okolicy, do auta daleko
Pozostało czekać na karetkę, która jedzie na zamknięcie trasy.
Dziękuję p.Darkowi , że dzielnie ze mną czekał.
I jeszcze zrobił mi zdjęcie 😉
W karetce spędziłam kolejne 2 godziny jadąc spokojnie za ostatnią zawodniczką.
Telefon się grzał 🙂
Wielu znajomych jak dobiegło zaczęło mnie szukać.
To był bieg organizowany przez mój klub,
wiec reakcja w biurze zawodów też była szybka.
Na metę dotarłam z czasem 3.05 🙂
to na pewno moja życiówka :-)))))))))))))))))))))
Podsumowując:
Kolejna lekcja dla mnie.
Trudno mi powiedzieć czemu te dwa tak różne starty skończyły się tak inaczej.
Czego zabrakło?
Co mogłam zrobić inaczej?
Czego unikać przy następnym starcie 🙂
A że będą następne to jestem pewna.
Jeszcze nie wiem kiedy.
Uraz mięśnia półbłoniastego niby nie jest wielki
Ale za tydzień maraton Kraków.
Biec czy nie biec?
Decyzję pewno podejmę 22.04. rano na rynku krakowskim
Trzymajcie kciuki !!!!!!
Dorota
4 komentarze
Witam
Znam ten ból, kiedy głowa chce, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Co prawda jeszcze nigdy tak efektownie ;)nie kończyłam biegu, ale kto wie, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Zdrowia życzę i zapraszam na bieg Niepodległości do Wolsztyna – co prawda to tylko 11 km, ale trasa wokół jeziora Wolsztyńskiego ciekawa i malownicza. No i może kiedyś do zobaczenia na jakimś biegu, bo z tego co obserwuje, gdzieś tam się mijamy, Poznań, Wrocław….
Pozdrawiam
Sylwia
Do zobaczenia 🙂
Czytam już kolejny raz.
Dorcia, jak to mówią: czasem trzeba upaść, aby docenić, że ma się nogi.
dasz radę. Po prostu tym razem organizm był silniejszy niż Twoja chęć walki
To doda ci sił i wiary. Oby organizm nie zawiódł.
Ale żal, oj żal
trzymam mocno kciuki – pozdrawiam
Dzięki Elu 🙂