To miał być krótki spacerek.
Na oku miałam po drodze jednego kasztanowca.
Moim celem był jeden kasztan do kieszeni.
Zawsze z radością sięgam po pierwszego kasztana.
Hmmm no na jednym kasztanie to się nie skończyło.
Nie wiem czy nikt tamtędy nie spaceruje, czy ludzie już nie zwracają uwagi na mijające pory roku.
Cieszą nasze oczy teraz i jesień nam nie straszna.
Póki świeże pewno zmajstrujemy kilka kasztaniaków. Jedyna nadzieją w córce bo syn to już taki duży…. może mu niedługo przejdzie.
3 komentarze
Ja wczoraj też zbierałam kasztany:) musze przyznać ,nie robiłam tego z 15 lat:)) Owszem co roku jeden lądował w mojej kieszeni ,ale na tym się kończyło .
Pozdrawiam
Ha trzeba nadrobić 15 lat 🙂
Minionej jesieni u Myszy kasztanów było jak na lekarstwo, ale i z tymi, które przytaszczyłyśmy do domu był pewien kłopot. Pan Tygrysek upatrzył sobie w nich le lada zabawkę – serca nie mieliśmy kociakowi ich odebrać.